Buła prosto z pieca.
Z wypałem szkliwnym, mam tak, jak z domowymi bułeczkami drożdżowymi. To nic że gorące, że ciepłe ciasto jest ciężkostrawne, że brzuch boli po zjedzeniu 3 gorących bułek prosto z pieca... Za każdym razem jest to samo, jedno wiem a na drugie mam ochotę. To rodzaj nieodpartej pokusy podobny do stanu przed otwarciem pieca wypełnionego ceramicznymi, błyszczącymi (lub nie:), dopiero co wypalonymi przedmiotami.. no zwyczajnie nie można się doczekać! A piec stygnie baaaardzo wolno (jak na złość!).
Na szczęście perspektywa zmarnowania wielu godzin pracy skutecznie odstręcza od zafundowania wsadowi piecowemu temperaturowej terapii szokowej... Aż w końcu, można podnieść wieko serducha pracownianego i widzi się, co to się porobiło! :D Uwieżcie mi bezcenne doznanie!
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna